Z gospodarzami zaprzyjaźniłam się ot tak. Bo też nie można się było z nimi nie zaprzyjaźnić. Wieczorami siadywali razem z nami na tarasie i godzinami opowiadali o swoim życiu, domu, remoncie i problemach z nim związanych. Mieli czas. Nikt ich nie gonił, większa grupka gości miała przyjechać dopiero w lipcu. Byliśmy tylko my i oni no i oczywiście Korek, który jak tylko zakończył pilnowanie stada rozkładał się na deskach tarasowych i słuchał naszych rozmów podnosząc tylko głowę od czasu do czasu gdy Stasiak podrzucał mu jakiś lepszy kąsek. Lubiliśmy te wspólne wieczory. Stasiakowa wyciągała swoją wspaniałą morelówkę i rozmowy stawały się jeszcze bardziej żarliwe. Czuliśmy się raczej jak u swoich niż w gościnie. Czasem spotyka się ludzi, z którymi wchodzi się w rezonans po minucie rozmowy. Tu było tak samo. Dzieliła nas spora różnica wieku i doświadczeń a jednak czuliśmy się sobie równi. Taki miły, wyjątkowo miły, dodatek do prawdziwie sielskich wakacji. Ludzie z krwi i kości. Normalni. Zwyczajni. Jak my.
Pewnego dnia po obiedzie Stasiak zatrzymał mnie przed wejściem do domu.
- Pani Kasiu, pani pójdzie ze mną – kiwnął na mnie palcem rozglądając się na boki czy nikt nie idzie.
- A co się stało panie Andrzeju? – zapytałam ciekawie.
- Mam pewien problem, może pani coś poradzi, farmacji się pani uczyła to to samo co chemia, może coś pani do głowy przyjdzie… - zagaił tajemniczo.
- Chemii? No, uczyłam się i to całkiem sporo ale co to ma do rzeczy? – wzruszyłam zaskoczona ramionami.
Stasiak poprowadził mnie do małego letniaka koło szopy dla kóz. Wszedł pierwszy i odsunął stare deski oparte dołem o podłogę a górą o belkę stropową. Wsunął się między nie i skinął na mnie palcem żebym i ja weszła.
- Mam tu taką małą tajemnicę – powiedział wskazując na imponujący zestaw do destylacji bimbru – proszę zerknąć.
- Święci pańscy! – zaskandowałam ciut za głośno -no nie taka mała ta tajemnica, panie Andrzeju, toż to jest prawdziwe laboratorium! – dodałam zciszając nieco głos i przyglądając się destylarce z nieukrywanym zachwytem. Pięknie wykonany sprzęt ze spawanej nierdzewki z imponującą kolumną do rozdziału frakcji, deflegmator, wężownice, jednym słowem chapeau bas!
- Żona nic o tym nie wie, rzecz jasna, ja tu sobie na razie ćwiczę, pani wie, mam takie winko co nie bardzo dobre mi wyszło i bym chciał przedestylować. Winko niedobre ale bimberek może by z tego wyszedł. Ale coś nie idzie… – rozłożył ręce Stasiak.
- A podłączył pan wszystko jak trzeba? Tutaj grzanie, tu chłodzenie, wpuszczamy dołem, wypuszczamy górą, temperatury pan pilnuje i powinno kapać – wymieniłam szybko podstawowe zasady destylacji – Gdzie ma pan to wino? Zaraz spróbujemy – zapaliłam się do roboty jak nigdy.
Stasiak wytoczył pokaźny balon z wiśniowym nastawem. Owoce wirowały w soku spieniając go porządnie.
- Pan tu wleje trochę tego wina. Podgrzejemy i poczekamy – zaleciłam Stasiakowi.
Stasiak przechylił balon i napełnił dolny zbiornik winem. Podpalił palnik pod zbiornikiem i podsunął mi mały stołeczek żebym sobie usiadła.
- I co teraz? – spytał zniecierpliwiony.
- No co teraz. Teraz czekamy. Zacznie parować to włączymy wodę. Jak się zacznie skraplać podstawimy szklankę. Wypijemy pańskie zdrowie i udamy, że nas tu nie było – odpowiedziałam szczerze zadowolona z udziału w całej tej procedurze. Nie raz na studiach podekscytowana jakimiś zajęciami w laboratorium namawiałam ojca na podobny eksperyment. Nigdy się nie zgodził a tu takie zrządzenie losu i niespodzianka. Byłam zachwycona.
- No zaczyna kapać – zauważył Stasiak – pani da tą szklankę – zwrócił się do mnie pokazując mi naczynie stojące na półeczce za moimi plecami.
- No dobra, łapiemy.
Kapało porządnie, w kilka minut złapaliśmy jedną czwartą szklanki. To już coś.
- Pan próbuje czy ja mam spróbować? – zapytałam podekscytowana Stasiaka.
- No niech pani spróbuje – odpowiedział – goście mają pierwszeństwo – uśmiechnął się zacierając ręce.
Podniosłam szklankę do ust i wypiłam parę atomów spodziewając się piekielnego ognia.
- Panie Andrzeju to jest woda! – powiedziałam zdziwiona brakiem piekącego smaku.
- Woda. No właśnie. Mi to samo wychodziło, a robiłem tak jak pani. To o co tu chodzi? Sam już nie wiem. Złą maszynę mi sprzedali. A mówiłem, że ma być porządna. Już ja ich dorwę… - denerwował się Stasiak.
- Niech pan poczeka, zaczekamy co będzie dalej, może to tylko przedgon, może frakcja właściwa jeszcze nie zeszła, nie histeryzujmy – próbowałam uspokajać Stasiaka.
Czekaliśmy dobra godzinę. Łapaliśmy wszystko co wypływało z kolumny za każdym razem stwierdzając zupełny brak alkoholu. Stasiak załamywał ręce, mi brakowało pomysłów na poprawę procesu. Woda przestała w końcu ciec i cały proces skończył się niczym.
Wyszliśmy zrezygnowani z szopy i usiedliśmy na ławce przed domem. Wszystkie zasady i teorie, które przychodziły mi do głowy nie przyniosły efektu. Stasiak wyraźnie posmutniał.
- Panie Andrzeju jak słowo daję nie wiem co jest. Wężownice wpięliśmy dobrze, temperatura była, obieg zamknięty, nigdzie bokiem nie uchodziło, wszystko szczelne jak trzeba, aparatura pierwsza klasa, jak słowo daję nie wiem… - myślałam głośno podsumowując wszystko jeszcze raz.
- Maszyna do kitu, mówię pani. Kupę kasy ode mnie wzięli a maszyny dobrej nie zrobili…Maszyna do kitu – bulwersował się Stasiak.
- No bo wino chyba dobre panie Andrzeju? – zapytałam retorycznie.
- Jak to? Że co ma pani na myśli? – odparł zaskoczony.
- No, że wychodziło się jak trzeba i tak dalej…Ile chodziło miesiąc, dwa? - zapytałam pewna strzału w dziesiątkę.
- A w zeszłym tygodniu nastawiłem... To za krótko?! – podniósł smutny wzrok gospodarz.
- Masz ci los! Ale z pana gorzelnik! – wybuchnęłam śmiechem – Niech pan doda cukru do reszty i odstawi na parę tygodni. Na Matki Boskiej Zielnej jeszcze raz podpalimy pod kociołkiem i jak mi Bóg miły nie wyjdzie pan trzeźwy z letniaka! – pocieszyłam strapionego Stasiaka, który wyraźnie poweselał i zatarł ręce usłyszawszy obietnicę rychłego sukcesu zakrapianego prawdziwym bimbrem.
- już pędzę po cukier! - podskoczył energicznie z ławki i zniknął za drzwiami spiżarni...
I tak to chcąc nie chcąc przyczyniłam się do wzrostu spożycia alkoholu w województwie zachodniopomorskim.